Dni są coraz dłuższe, słońca coraz więcej. A co za tym idzie robi się cieplej. Więcej czasu spędzamy na spacerach czy piknikach.
Zacznijmy od tego, że na piknik trzeba jakoś dotrzeć. Jeśli Wasze dziecko już chodzi, ale jeszcze nie jest w stanie samo pokonać dłuższych dystansów, warto pomyśleć o alternatywie dla wózka czy nosidła. Może nią być hulajnoga. Sprawdza się świetnie już dla dwulatków. A rodzice będą mogli przy okazji trochę pobiegać. Goniąc swoją pociechę ;)
Co by tu zjeść
Kiedy zadbamy już o dobry koc, piłkę i inne zabawki, które sprawdzą się na zewnątrz, na przykład w piaskownicy pozostaje kwestia jedzenia. I tu przychodzą nam z pomocą specjalne tubki, pojemniki i bidony. Wcale nie musimy liczyć na gotowe przekąski, które albo są niezdrowe, albo kosztują fortunę. Smakołyki na piknik z dziećmi możemy zrobić sami w domu.
Owoce zamknięte w tubce
W sklepach znajdziemy półki zapełnione różnorodnymi musami. Czy to z samych owoców, czy z dodatkiem warzyw, kaszek czy musli albo jogurtu. I wszystko byłoby super, gdyby nie ceny. Często, za 90 czy 120 gramowy mus musimy zapłacić od 2 do aż 6 złotych! A po co przepłacać, skoro można zainwestować w wielorazowe saszetki i samemu przygotować mus. Jest to rozwiązanie tym bardziej kuszące, że do naszych tubek możemy włożyć co tylko chcemy. I mieć pewność, że nie ma w nich ukrytych konserwantów czy innych polepszaczy smaku. U nas najlepiej sprawdzają się połączenia jabłko, banan, szpinak i cynamon. Albo kasza jaglana gotowana na mleku kokosowym, a do tego trochę suszonych śliwek, gruszka i winogrona. Mus z jogurtem? Nic prostszego. U nas chłopaki mają uczulenie na białka mleka krowiego, dlatego wszystkie gotowe musy jogurtowe odpadają. Ale wystarczy jogurt krowi zamienić na kozi, sojowy czy kokosowy, dodać ulubione owoce, wymieszać i wlać do tubki. A później umyć i już. Nie trzeba się nawet starać i docierać w zakamarki, bo wystarczy pustą tubkę włożyć do zmywarki i wszystko robi się samo ;)
Warzywne słupki i pyszne placuszki
A co z tymi maluchami, które musów nie lubią? Może podpasują im warzywa i owoce pokrojone w cząstki czy słupki. Można je posypać ulubionymi przyprawami lub ziołami, zjeść na surowo, albo upiec z dodatkiem oleju. A później wystarczy taką przekąskę zapakować do pojemnika i w drogę. A co, jeśli chcemy zjeść razem obiad na świeżym powietrzu? Wtedy świetnie się sprawdzą termosy, które doskonale trzymają ciepło, a dodatkowo posiadają w zestawie sztućce. Do takiego termosu można zapakować na przykład ekspresowe i bardzo proste placuszki bananowe. My zawsze mieszamy ze sobą opakowanie jogurtu koziego, jednego, rozgniecionego widelcem banana i jedno rozbełtane jajko. Dodajemy do tego mąkę (taką jaką akurat mamy w domu, fajnie wychodzi mieszanka ryżowej i kokosowej), tak około 6 łyżek, cynamon, kurkumę i nieco syropu z agawy. Wszystko mieszamy na gładką masę i smażymy na niewielkiej ilości oleju. Do placków można też dodać wiórki kokosowe, pestki słonecznika czy żurawinę. A nawet karob, albo kakao. Będą wtedy bardziej wyraziste w smaku. Polecamy gorąco, chociaż dobre są też na zimno ;) Smacznego!
Dziecko mi się pobrudzi!
Jeśli taka właśnie myśl wpada Wam do głowy od razu, jak tylko pomyślicie o jedzeniu poza domem, to też jest na to rada. Ludzkość wymyśliła coś, za co ja sama będę jej dziękować po stokroć. I wcale najważniejszym wynalazkiem nie było koło, tylko... śliniaczek! A od kiedy można kupić śliniaki jednorazowe, to już w ogóle jest luksus :) Jeśli nie lubicie jednorazówek, koniecznie zobaczcie sobie śliniak podróżny, który zamykamy bezpiecznie w saszetce i możemy wrzucić po jedzeniu do torebki, bez obawy, że coś się nam pobrudzi. Pamiętajmy, żeby zabrać ze sobą też tzw. mokre chusteczki. Najlepsze będą te z dodatkiem samej wody, czyli waterwipes. Przy nich nie ryzykujemy, że dziecko dostanie nam uczulenia, a przy okazji mamy czyste buzie i ręce. Przydać się też może pianka do mycia małych rączek czy żel do dezynfekcji. Ten konkretny jest o tyle fajny, że posiada silikonowe "ubranko", dzięki któremu zawsze możemy go mieć przy sobie bez ryzyka, że się wyleje. Owe wdzianko pozwala też zaczepić żel przy wózku czy torebce, dzięki czemu nie sposób go zgubić.
Pojedli, pobawili się, to teraz czas popić
Zawsze pamiętajmy też o wodzie. Najlepsza jest ta przegotowana, prosto z własnego czajnika ;). W domu świetnie sprawdza się na przykład doidy cup, czyli tak zwany krzywy kubeczek. Ale w podróż już go raczej nie weźmiemy. Co wtedy? Świetną alternatywą jest bidon, na przykład naprawdę rewelacyjny niekapek b.box. Nie wiem co trzeba by było zrobić, żeby nieproszona wyleciała z niego chociaż kropelka płynu. Używaliśmy różnych bidonów i żaden się do tego nie umywa! Na plus jest też gama kolorystyczna tychże niekapków. Obok śliniaka, jest to jeden z najlepszych wynalazków ludzkości ;) A jeśli Ty, rodzicu, też chciałbyś się czegoś napić, a nie gustujesz w wodach butelkowanych, koniecznie spraw sobie butelkę na wodę. Nie dość, że ładnie wygląda, to jest pojemna, a oprócz wody, możesz do niej wrzucić też owoce, czy coś co tygryski lubią najbardziej, czyli bez. Woda z dodatkiem kwiatów lilaka smakuje obłędnie. Koniecznie musicie spróbować!
Czasem słońce, czasem deszcz
Kiedy już wszystko zapakujemy do naszego piknikowego kosza wystarczy trafić w dobrą pogodę i... Korzystać ze słońca póki się da. Pamiętajcie jednak, żeby zawsze zabezpieczyć główkę swojego malucha. Bo słońce w nadmiarze może zaszkodzić. Nigdy nie wychodźcie z domu bez czapki albo nawet lepiej chustki z daszkiem, która jest bardziej przewiewna, a chroni tak samo. Dodatkowo świetnie chłonie pot, jak to bambus. I starczy na kilka sezonów, bo rośnie razem z dzieckiem. A co jeśli coś pójdzie nie tak? I niebo zakryją chmury? Z pomocą przyjdzie na pewno przeciwdeszczowy płaszczyk i parasol, na przykład w wesołe słonie, które nawet w pochmurną pogodę wywołają uśmiech Waszego dziecka. Skoro wszystko już wiecie, czas zostawić komputer w domu, wziąć szkraba za rękę i wybrać się na łąkę. Miłego piknikowania i do poczytania za tydzień :)